niedziela, 11 lutego 2018

Rozdział 3 - Wewnętrzne Oko

"Kiedy umierasz, to problem wszystkich, tylko nie Twój"

Cecelia Anhern ("Podarunek")


    Pansy, która jako pierwsza rankiem weszła do dormitorium trzech ślizgonów, doznała niemałego szoku. Była ósma rano, ale wszystkie lekcje - prócz dwóch OPCM, które musieli nadrobić przez wcześniejszą nieobecność profesor - zostały odwołane z powodu meczu Quidditcha, który miał otwierać cały sezon i rozegrać się pomiędzy Gryffindorem, a Ravenclawem. Zwykle nie odwoływano lekcji z powodu meczu, ale tym razem zrobiono tak ze względu na zbliżający się Turniej Trójmagiczny. 
   Nauczyciele mogli zająć się przygotowaniami do jak najlepszego powitania gości pod pretekstem ważności meczu Quidditcha, a pani  Hooch była wprost w siódmym niebie. Pansy kompletnie nie rozumiała jak można się przygotowywać na coś co miało nadejść dopiero za miesiąc, ale w sumie było to z korzyścią dla uczniów, więc zamierzała przyjąć dzisiejszy dzień z wdzięcznością.
   Stała w progu wspomnianego wcześniej dormitorium z myślą, że nawet ona nie mogłaby być bardziej wdzięczna za to wolne, niż trzech bez-mózgów. Dlaczego ich tak nazwała?      Każdy po ujrzeniu tej sceny doszedłby do tego samego wniosku. Na podłodze walało się sześć opróżnionych i wręcz wysuszonych butelek w rozmaitych kształtach i kolorach. Do wyboru, do koloru. W całym pokoju było ciemno jak w jaskini, czego przyczyną był żyrandol, a raczej jego brak.
    "O Merlinie, dzięki Ci za zaklęcie Lumos" pomyślała dziewczyna zauważając resztki oświetlenia w kącie pokoju, które ktoś subtelnie próbował zamaskować fotelem obitym w zieloną skórę. Swoją drogą skóra była tak obszarpana, jakby wszystkie koty zamieszkujące Hogwart urządziły sobie tej nocy drapak z owego fotela. W drugim kącie leżało szkło, którego nijak nie mogła dopasować do żadnego przedmiotu, a od kupki szkła wychodziła ścieżka złożona z nieregularnych czerwono-rdzawych kropek. 
   Wodząc różdżką dającą jej w tej chwili światło, za ścieżką, która, jak się domyśliła, składała się z zaschniętej krwi, natknęła się na pierwszego modela. Panie i panowie, nasz przystojniak ubrany był w cudowny kaszmirowy, damski golf, który uwydatniał jego talię i spodnie od zapewne drogiego garnituru w jasnym odcieniu szarości. Całość uzupełniona była dodatkami w postaci jaskrawo czerwonego kapelusza z wielkim rondem i jaskrawo czerwonego krawata, zawiązanego zaraz nad golfem.
   Na sam koniec pozostawały nogi modela, od których, aż bił blask. Mianowicie prawa stopa odziana była w różowego klapka, na którym ktoś na samym wierzchu nabazgrał czarnym markerem koślawe logo jednej z największych marek obuwniczych w magicznym świecie. Natomiast lewa stopa owinięta była białą koszulą z gdzieniegdzie czerwonymi plamami, a obok niej leżała szyjka od butelki.
   I Pansy już wiedziała, że niezidentyfikowane wcześniej szkło było butelką. Należało również poprawić ten okropny błąd rzeczowy i powiedzieć, że na podłodze znajduje się 7, a nie jak wszyscy wcześniej myśleli 6 butelek po alkoholu.
   Przeszła do kolejnego modela z nieskrywaną pewnością, że outfitu Blaisa Zabinni'ego nikt już nie pobije. Jakże się myliła.
   Zaraz obok Blaisa leżał śpiący Draco, który w jednoczęściowej piżamie w jednorożce i swoich blond włosach wyglądał wprost jak cherubinek. No... cherubinek po trzydniowej libacji, ale wciąż cherubinek. Na nogach miał złote balerinki zakończone w szpic, które bardzo przypominały buty dżina z "Baśni Tysiąca i Jednej Nocy".
   W pasie przewiązany był czarnym paskiem, który Pansy wydał się bardzo ładny, ale i znajomy. Potem coś w jej głowie zaskoczyło i zorientowała się, że to był jej pasek. Wezbrała w niej wściekłość. Nie przez to, że zabrali jej pasek, bo był tylko rzeczą, jedyne co ją zastanawiało i wściekało jednocześnie to to, jak i kiedy go zabrali skoro wczoraj w nim chodziła i pamiętała dokładnie jak wieczorem przed snem przewieszała go przez oparcie krzesła stojącego przy biurku w jej dormitorium.
   Spróbowała nie myśleć o sposobie, w jakim ten pasek wylądował wokół talii Malfoya i skierowała różdżkę na kanapę. Tam jej oczom ukazał się zdecydowany zwycięzca dzisiejszego Project Runway, Teodor Nott. 
   Spał na kanapie w pozycji siedzącej ze spuszczoną głową, a jego twarz zasłaniało wielkie i pokaźne sombrero. Kolejnym akcentem jego ubioru były różowe bokserki z napisem "Hedwiga, I choose you!". Po ich zobaczeniu była pewna dwóch rzeczy:

1. Bokserki na pewno nie były Teodora.

2 Na pewno już gdzieś kiedyś słyszała imię "Hedwiga"

   Kiedy już zapoznała się z całym obrazkiem nędzy i rozpaczy, skierowała różdżkę w stronę szczątków żyrandola i powiedziała:
- Reparo.
   Następnie, cały już przedmiot prze-lewitowała pod sufit i kolejnym zaklęciem przymocowała go z powrotem na jego miejsce. Potem pstryknęła włącznikiem obok siebie, a rażące światło zalało cały pokój. 
   Do uszu Pansy zaczęły dochodzić pojedyncze jęki sprzeciwu, a po jakichś trzydziestu sekundach usłyszała skrzek Dracona:
- Świaaatło.
   Teatralnie przysłonił sobie oczy dłońmi jak Dracula wystawiony na słońce w samo południe.
- Ja się pytam, co wyście sobie myśleli? - zapytała spokojnym, lecz kryjącym furię głosem.
   W odpowiedzi Blaise otworzył jedno oko i popatrzył na nią, jak na muchę bzyczącą mu koło ucha. I właśnie tym drobnym gestem wydał wyrok na siebie i swoich kompanów w niedoli.
   Machnęła różdżką i wyszeptała "Silencio", a potem równie teatralnie, co wcześniej jej blond-włosy kolega z szachrajskim uśmiechem strzeliła kostkami w palcach.
- PYTAM SIĘ, CO WY SOBIE CHOLERA WYOBRAŻACIE ?!!!
   Powiedzieć, że orzeźwiło to jej kolegów byłoby lekkim niedomówieniem. Wszyscy trzej, jakby ich ktoś zdzielił sklątką tylnowybuchową po twarzy podskoczyli na równe nogi i wyprostowali się niczym do musztry.
   Stali z tak żałosnymi minami, zapewne skacowani, że złość powoli zaczynała z niej wyparowywać, co nie zmieniało faktu, że nie przepuściłaby nigdy, przenigdy okazji by się nad nimi poznęcać.
   Niczym okrutny dyktator zaczęła przechadzać się wzdłuż prowizorycznego (bo składał się jedynie z trzech osób) rzędu, raz po raz oskarżycielsko mierząc w któregoś z nich różdżką.
- A więc. - zatrzymała się strategicznie po środku, by wszyscy obecni mogli ją dostrzec - Po pierwsze: uchlaliście się w trzy dupy w środku tygodnia.
   Widząc, że Zabini chce jej przerwać uciszyła go jednym gestem.
- Po drugie: Rozwaliliście prawie całe swoje dormitorium.
- Raptem jeden fotel i żyrandol.
   Tym razem odezwał się Nott, ale zamilkł gdy został spiorunowany wzrokiem.
- Po trzecie: Nie wiem jak, ale włamaliście się do mojego dormitorium
   Po tych słowach zamaszystym ruchem zdarła swój pasek z talii Dracona, który do tej pory nawet nie próbował się odezwać, a sądząc po jego minie zmagał się z czymś o wiele gorszym niż gniew Pansy. 
   Kiedy to w końcu zauważyła, ten popatrzył na nią jak dzikie zwierze w potrzasku i opuścił szereg rozpaczliwie poszukując czegokolwiek, co miałoby dziurę. Z braku takich przedmiotów otworzył pierwszą szafę, która była najbliżej i zwymiotował do niej.
- Malfoy, idioto! - wściekły krzyk poinformował wszystkich, że szafa była Blaisa.
- Po czwarte - kontynuowała ignorując cały cyrk wokół. - Ani przez chwilę nie zważaliście na konsekwencje. - przerwała na moment, by dodać dramaturgii całej scenie - Konsekwencje, które zaczynają się teraz. 
- No dobra, czy możemy już zająć się sprzątaniem tego syfu? - zapytał Draco.
- Tak, a gdy już to zrobicie przyjdźcie do mnie to pójdziemy na mecz. 
Uśmiechnęła się do nich perliście i niemalże w podskokach opuściła ich dormitorium.
- Na Merlina ta baba powinna się leczyć. - stwierdził Blaise krzywiąc się przy próbie odwinięcia prowizorycznego "bandaża" na stopie.
- Słyszałam ! - z korytarza dobiegł ich jej gniewny, lecz ukrywający rozbawienie głos.
- Ona jest jak Nosferatu- dodał przerażony. 
- To też ! 
   Głos dochodził już z końca korytarza, a Blaise spojrzał na chłopaków i wykonał nad drzwiami znak krzyża, na co Teodor parsknął śmiechem, a Draco cały zielony jeszcze raz otworzył szafę i nie zważając na protesty przyjaciela zrobił to samo, co poprzednio.
- Dobra weźmy się do roboty. - jęknął Nott i usiadł na kanapie rozmasowując sobie skronie w nadziei na pozbycie się pulsującego bólu. - Dobra jednak nie. 
- Jednak nie. 
   Jednocześnie jęknęła pozostała dwójka. Blaise siedział na dywanie oparty o kanapę wciąż majstrując przy supłach koszuli, by dotrzeć do zranionej stopy i co jakiś czas krzywiąc się z bólu. Natomiast Draco rozłożył się plackiem pod szafą, na stosunkowo zimnym drewnie i całym sobą próbował powstrzymać kolejny zwrot wypitego wczoraj alkocholu. 
   Podczas, gdy każdy z nich zatopiony był w swojej prywatnej kacowej agonii, na stoliku zmaterializowało się średniej wielkości pudełko. 
   Teodor pierwszy je zauważył, więc położył je sobie na kolanach i otworzył wieczko. W środku znajdowały się trzy fiolki, każda z płynem w kolorze wody morskiej, a na samym dnie karteczka.

     To na pewno pomoże wam w sprzątaniu. 

                              ~ Nosferatu

   Kiedy trybiki w jego mózgu połączyły fiolki z wiadomością, rzucił się łapczywie na jedną z nich, a przyjemne zimno rozlało mu się po ciele usuwając fizyczne skutki wczorajszej nocy. 
   Czując się jak nowo narodzony, wyjął pozostałe fiolki i rzucił po jednej pozostałym.
Draco zaczerpnął głęboki oddech wyrażający ulgę, wstał i zaczął szukać swojej różdżki. Co nie było łatwe w całym tym rozgardiaszu. Dostrzegł kawałek czarnego patyka wystający spod kanapy i już wiedział, że znalazł przedmiot poszukiwań. Przez chwilę siłował się z nim, starając się to robić jak najprecyzyjniej, tak by jej nie uszkodzić. 
   W końcu wydobył spod kanapy tak cenną dla niego rzecz i niepewnym krokiem podszedł do wspomnianej kilka scen wcześniej szafy. Otworzył ją ostrożnie i starając się nie zwracać większej uwagi na skutki swoich wcześniejszych czynów - w obawie powrotu tego okropnego zatrucia - machnął różdżką mówiąc : 
- Chłoszczyść. - płaszcz i dwie szaty Blaisa na powrót stały się lśniące i drogie. - Okeeey. - odwrócił się do swoich przyjaciół. - Wydaje mi się, że jednak przegapiliśmy konkurs na stylizację roku i najwyższa pora pozbyć się tych cudownych wdzianek. 
   Nie czekając na ich reakcję, znowu machnął różdżką i wszyscy trzej w końcu mieli na sobie normalne, a co najważniejsze, swoje ubrania. 
   Z pomocą magii sprzątanie całego tego, lekko mówiąc, bałaganu, zajęło im pół godziny, a gdy wszystko wyglądało tak jakby wczoraj nic się nie stało, wszyscy trzej opadli na kanapę. 
- Rany nie pamiętam kiedy ostatnio odwaliliśmy takie rzeczy. 
- Za to ja tak. - odezwał się Draco. - Pamiętasz wesele twojej kuzynki? 
 - Ooo tak, zebra zdecydowanie plasuje się na pierwszym miejscu w katalogu pod tytułem "Pijackie przygody trzech muszkieterów Slitherinu". - Blaise pokiwał głową. - Wątpię czy kiedykolwiek uda nam się to przebić.
- Nieee, dlaczego, jak tak dalej pójdzie pierwsze miejsce w katalogu, zmieniać się będzie przynajmniej raz w miesiącu. - zironizował Teodor.
- I dziwnym trafem, to zawsze ty to zaczynasz Zabini. 
   Draco przybrał oskarżycielski ton, na co Blaise jedynie wzruszył ramionami i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Po pierwsze: jakoś muszę odreagować wasze towarzystwo, gdy jesteście trzeźwi 
   Zaczął, wiernie odwzorowując władczy ton Pansy, który dało się słyszeć w całym pomieszczeniu i tylko w nim przez zaklęcie silencio, które najpierw dziewczyna sprytnie rzuciła, by nie zwrócić uwagi połowy Hogwartu, a następnie sprytnie zdjęła wychodząc z dormitorium tak, by móc ewentualnie popisać się swoimi wampirzymi umiejętnościami. 
- Po drugie: ktoś w tej paczce musi zajmować się od czasu do czasu rozrywką, bo pewnego dnia, skończylibyśmy jak nasz szanowny nauczyciel historii.
   Na chwilę zapadła cisza, przerywana tylko ich oddechami, a potem jakby w idealnej synchronizacji, wszyscy na raz spojrzeli na jedyną oznakę wczorajszej imprezy pozostałą już po sprzątaniu, czyli  średniej wielkości stertę ich wdzianek. 
   Normalnie od razu by się tego pozbyli, ale niestety pasek Pansy nie był jedyną rzeczą, którą sobie przywłaszczyli od innych mieszkańców zamku. Jak do tego doszło? Gdzieś pomiędzy czwartą, a piątą butelką, Blaise, a to ci niespodzianka, wpadł na genialny pomysł nieco zmodyfikowanej gry w butelkę. Mianowicie osoba, na którą pokazała butelka miała przynieść, a raczej wykraść ustaloną zaraz przed losowaniem część garderoby z  domu wyznaczonego przez osobę, która butelką kręciła i chodzić w niej do końca wieczoru. 
   Kiedy Teodor wrócił z wieży Gryffindoru w różowych bokserkach krzycząc: "Ale jaja! Zarąbałem gacie Pottera!" Nie mogli przestać się śmiać, przez następne 15 minut. 
Teraz jednak, choć na samo tego wspomnienie, wciąż mieli ochotę zaśmiewać się do łez, patrzyli bezradnie na cudze rzeczy nie wiedząc co począć.
   Z jednej strony mogli je wyrzucić i tyle, rzeczy czasem giną, a z drugiej, byłoby to bardzo chamskie tak kraść czyjeś rzeczy i je wyrzucać. Myślałby kto, że ci trzej mają serce, a wbrew pozorom stanęli przed naprawdę ciężkim wyborem moralnym. 
   W końcu Blondyn prychnął, machnął różdżką i ubrania stanęły w płomieniach. No i to by było na tyle ślizgońskiego serca.
- Czy my naprawdę powariowaliśmy? 
Zapytał z przekąsem i podniósł się z kanapy.
- Nie wiem jak wy, ale ja idę zmyć z siebie wczorajszy wieczór. 
I zniknął za drzwiami łazienki.

~~~


- Trzydziesty trzeci raz. - szepnął znudzony mnąc w dłoniach czwarty samolocik. 
- I pamiętajcie moi drodzy, nigdy, przenigdy, nie znajdujcie się w obecności wilkołaka w czasie pełni.
- Trzydziesty czwarty. 
   Uaktualnił Zabini, który właśnie kończył swój koślawy portret Pansy. Draco zerknął na niego przez ramię. Szczerze mówiąc, rysunek nawet nie był taki zły. Gdyby nie fakt, że Pansy była dziewczyną, a nie górskim trollem. 
   Ziewnął ostentacyjnie i zerknął na drugą stronę klasy, gdzie siedzieli Gryfoni. Wszyscy, nawet Święta Granger, byli bardziej znudzeni niż na Historii Magii, a wierzcie mu na słowo, ją naprawdę ciężko przebić w skali nudności.
   Weasley wydawał się być szczerze zainteresowany zawartością swego nosa, natomiast Potter wyglądał jakby za chwilę miał wyskoczyć z krzykiem przez okno, lub zapaść w śpiączkę. Tak, zdecydowanie jedno z tych dwóch. Bezapelacyjnie profesor Smith bardziej nadawała się do pracy w przedszkolu, bo przynajmniej nie miałaby problemu z uśpieniem wszystkich dzieci, kiedy przychodziłby czas drzemki. 
   Voldemorta już nie było, ale z pewnością urok rzucony na stanowisko nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią, nie znikł. No chyba, że profesor Smith przetrwa ten rok na swoim stanowisku nie mając rozdwojenia jaźni, nie tracąc pamięci, nie zamieniając się w wilkołaka, nie będąc związaną w jakiejś klitce, nie kończąc porwaną przez centaury... i wiele, wiele innych rzeczy, co biorąc pod uwagę jej ostrożność było bardzo prawdopodobne. Z doświadczenia wiedział, że takie osoby przyciągają kłopoty - których tak bardzo chcą uniknąć - jak magnes.
   Znudzony zaczął składać pergamin w magiczny samolocik, by wysłać go do Pansy i ostrzec ją, że ma pozytywnie zareagować na to co pokaże jej Blaise. Wiedział jak bardzo zależy mu na tym, by Pansy w końcu przestała go traktować tylko jak przyjaciela i szczerze, to bardzo im kibicował. 
   W całym Hogwarcie od dawna panowało niepodważalne przekonanie, że Pansy ugania się za nim jak pusta idiotka i nikt spoza ich trójki nigdy nie miał okazji zobaczyć, że tak naprawdę jest wartościową osobą. Oczywiście biorąc pod uwagę, że dla członków pozostałych domów Ślizgon z reguły nie mógł być wartościowy.
   Pamiętał dokładnie, kiedy Pansy pogłębiła opinię społeczeństwa o swojej osobie i to z jego powodu. To było na szóstym roku, kiedy został "wyróżniony" przez Voldemorta. Tak, wtedy naprawdę uważał to za zaszczyt. Zaczął się wywyższać mając się za kogoś lepszego, a atmosfera pomiędzy nim, a trójką przyjaciół stała się bardzo napięta. 
   Jednak bardzo szybko przekonał się, że to wcale nie było wyróżnienie. To był ogromny ciężar, który, wbrew pojmowaniu swojego ojca i jego pana, zdołał udźwignąć. Podświadomie od samego początku wiedział, że nie zdoła wykonać powierzonego mu zadania, ale wartości od najmłodszych lat wpajane mu do głowy zepsuły go do szpiku kości. 
   Nie zwalał całej winy na ojca. Nie próbował się nim zasłonić czy usprawiedliwić, bo rzeczy, które robił w Hogwarcie, poza zasięgiem jego oczu, były okrutne i raniły wiele osób, jemu sprawiając przyjemność, co było chore. Musiał przyznać, że gdyby tylko sam chciał, mógłby być dobry od początku działając na rzecz dobrej strony po tej złej. Byłoby to trudne, owszem, ale nie niewykonalne. 
   Był niezaprzeczalnie i niepodważalnie zły, egoistyczny, chamski, irytujący... I mógł by tak wymieniać bez końca. Niektóre z tych cech ulepił sam, a niektóre po prostu były jego częścią tak kiedyś, jak i dziś. I choć nienawidził tamtego siebie, to dziękował za moment, w którym przyszło mu się zmagać z tym wyzwaniem. 
   Z dnia na dzień w miarę jak mizerniał, coraz bardziej otwierały mu się oczy, aż w pewnym momencie coś w nim pękło, a na do tej pory idealnym i nieskazitelnym obrazie ojca pojawiła się dość duża rysa. Rysa, od której wychodziły kolejne. Z czasem było ich tak dużo, że obraz rozpadł się w końcu, a jego szczątki wylądowały u stóp człowieka, którym naprawdę był Lucjusz Malfoy. Człowieka, którego wtedy Draco nie postrzegał już przez pryzmat dziecięcego przywiązania. 
   Ani Blaise, ani Teodor, ani Pansy do tej pory nie dowiedzieli się, co tak naprawdę miał wtedy zrobić. Jednak po pewnym czasie, kiedy jego dumę zastąpiło poczucie bezsilności, oni zaczęli zauważać, że zmaga się z czymś bardzo trudnym. Z czymś, co go wyniszcza. Właśnie wtedy Pansy zaczęła publicznie i ostentacyjnie udawać, że ze sobą chodzą, na co on milcząco przystał. W ten sposób nikt nie zwracał uwagi na jego zniknięcia, czy coraz bardziej wiszącą szatę lub powiększające się sińce pod oczami. Nie, wszyscy byli pochłonięci plotkowaniem o ich romansie, który był fikcyjny i bardzo starannie napędzany przez Pansy. 
   Ona nie pytała co się do cholery dzieje, tylko z całych sił próbowała mu pomóc na tyle, na ile mogła. Był jej za to wdzięczny i właśnie dlatego chciał, by Blaise'owi w końcu udało się zaistnieć w jej oczach. Bo każdy potrzebował być przez kogoś docenionym.          Otrząsnął się z zamyślenia, zdając sobie sprawę, że od dobrych pięciu minut wygląda co najmniej jak Potter. Zagłębianie się w swoje wspomnienia w miejscach publicznych zdecydowanie nie wyglądało dobrze z perspektywy osób postronnych.
   Przejechał palcem po krawędzi prawie gotowego samolociku, tworząc szpic i już miał go wysłać, gdy usłyszał zduszony pisk. 
- Co ty robisz! Przecież to jest niebezpieczne! 
   Wykrzyknęła profesor nagle zwracając na niego uwagę całej klasy. Stukot, jaki wydawały jej obcasy, gdy przebierała, krótkimi i chudymi nogami zmierzając w jego stronę, przyprawiał go o mdłości. Wyrwała mu z ręki samolocik, rzucając w jego stronę karcące i jednocześnie przerażone spojrzenie. 
- Przecież tym szpicem, można się skaleczyć, albo... - wzięła płytki oddech i z przerażeniem wywróciła oczami. - Wybiłbyś, nie daj Merlin, komuś oko.
   Machnęła różdżką i na szpicu samolociku pojawiła się gąbkowa osłonka. Draco natomiast nie wiedząc, czy się śmiać, czy płakać spoglądał raz po raz na krztuszących się ze śmiechu pozostałych uczniów. 
   Profesor odłożyła, już zabezpieczony samolocik na jego ławkę i powoli podeszła do biurka.
- Minus 30 punktów dla Slyterhinu, za stwarzanie zagrożenia dla siebie i innych. 
   W tym momencie śmiechy ucichły, ponieważ każdy obecny zdał sobie sprawę, że na lekcjach Luizy Smith, trzeba będzie się bardzo pilnować. 

~~~

   Draco usadowił się na trybunach poirytowany, że nie może zrobić czegoś innego. W sumie to sam nie wiedział, co miałby robić, ale już sam fakt, że siedział tu nie z własnej woli wystawiał jego nerwy na próbę. 
   Jedynym warunkiem dnia, wolnego od zajęć była obecność na meczu, inaczej cały dzień zajęć traktowany był jako opuszczony. Z politowaniem patrzył na grę Weasley'a i chyba szóstą puszczoną przez niego piłkę. Gryfoni jak na razie przegrywali 60 do 10 a po minie tego rudego nieudacznika można było wywnioskować, że szósty gol nie był ostatnim dla Ravenclawu. 
   W takim tempie, nawet Święty Potter nie zdoła wybronić swojego ukochanego domu złapaniem znicza. To zdecydowanie nie był dobry mecz dla drużyny Gryffindoru, chociaż pogoda była jak najbardziej sprzyjająca grze. Jednak nie było się co dziwić, ponieważ Gryfoni sami wydali na siebie wyrok kompletując skład. 
   Jedynym plusem był fakt, że mógł popatrzeć na piękną porażkę znienawidzonego przez siebie domu. Kiedy Ron przepuścił kolejną bramkę Draco roześmiał się głośno ściągając tym samym na siebie krzywe spojrzenia i szepty połowy widowni. Zanim jednak zdążył jakkolwiek na to zareagować, Zabinni, który siedział obok niego szturchnął go mocno. Popatrzył na niego wściekłym wzrokiem, ale ten zignorował to i powiedział konspiracyjnym szeptem:
- Wiesz coś o jakiejś nowej uczennicy?
   Jasna brew Dracona podjechała wysoko w górę.
- Nowa uczennica? Co ty bredzisz Blaise? Przecież widziałem jak brałeś eliksir na kaca,  powinieneś być trzeźwy.
- Taaaak? To patrz.
   Wskazał na dziewczynę odwróconą do nich tyłem, która rozmawiała o czymś z profesorem Slughornem. 
   Na pierwszy rzut oka było widać, że nauczyciel ją zawołał, ponieważ nie siedziała jak inni tylko stała obok nauczyciela, co chwilę tęsknie wpatrując się w wolne miejsce na trybunach, zapewne jej.
   W końcu pokiwała energicznie głową i opuściła trybuny. Draco zerwał się z miejsca jak oparzony i zaczął przepychać się między rzędami.
-  Ej co cię tak zerwało? - usłyszał pytanie Notta, ale zignorował je i brnął dalej nie zwracając uwagi na obraźliwe komentarze osób, którym deptał po stopach.
- Nie widzisz??? Ogier zdobywa klacz. 
   Usłyszał przytłumione śmiechy swoich kolegów i miał ochotę wrócić na drugi koniec rzędu, żeby przywalić Zabinni'emu, ale nie miał na to czasu. Nowa uczennica już zniknęła mu z oczu, więc pobiegł na błonia, a gdy zobaczył jej sylwetkę jakieś piętnaście metrów przed sobą zwolnił, by go nie zauważyła. 
   Dyskretnie zmniejszył dystans pomiędzy nimi tak by móc lepiej przyjrzeć się dziewczynie. 
   Miała krótkie, orzechowe włosy do podbródka, na które składały się delikatne fale i smukłą szyję. Czarny sweterek idealnie przylegał do jej ciała, bordowa, rozkloszowana spódniczka do połowy ud odsłaniała niemalże całe smukłe i niezwykle atrakcyjne nogi. Jej strój tylko utwierdził go w przekonaniu, że jest nowa, ponieważ nie miała na sobie szaty żadnego z domów. 
   Ale w takim razie dlaczego nie było jej na rozpoczęciu roku, by oficjalnie przydzielono jej dom? Może zrobią jej ceremonię przydziału podczas Święta Duchów, gdy do Hogwartu przybędą delegacje z innych szkół. 
   A może... W tym momencie jego rozmyślania przerwało to, że dziewczyna zatrzymała się przed drzwiami do spiżarni ze składnikami  eliksirów, który dawniej należał do Snape'a, a teraz przejął go Slughorn. Blondyn był tak pochłonięty myślami, że nawet nie zauważył kiedy weszli do zamku.
- Ślimak pokaż rogi. 
   Powiedziała aksamitnym głosem, który wydał mu się znajomy. Potrząsnął głową. Nie mógł słyszeć wcześniej tego głosu. Drzwi gładko odskoczyły, a on domyślił się, że głupie słowa, były hasłem do składzika. 
   No tak, któż jak nie Slughorn mógł takie wymyślić. Brunetka szukała czegoś zawzięcie na półce w samym końcu pomieszczenia, a on przystanął na progu i wpatrywał się w jej zgrabną sylwetkę. 
   Co mu w ogóle odbiło, żeby za nią iść? Była atrakcyjna, a przynajmniej jej tyły, ale on nie szukał teraz dziewczyny. Doszedł do wniosku, że to naturalna ludzka ciekawość kazała mu za nią podążyć.
   Podszedł do niej i zapytał:
- Może Ci pomóc? 
   Podskoczyła gwałtownie strącając z półki kilka fiolek, które upadły z brzękiem na podłogę, ale na szczęście się nie rozbiły. Oboje jednocześnie schylili się, by je pozbierać i jednocześnie krzyknęli:
- Granger!?
- Malfoy!? 
- Co ty tu robisz? - zapytał z niedowierzaniem.
- Nie! Co ty tu robisz? - wykrzyknęła i oskarżycielsko wskazała palcem w jego stronę.
- A co cię to obchodzi?
- Dlaczego miałoby mnie to obchodzić, przecież co chwilę ktoś podkrada się do mnie jak dementor. - zironizowała i pokręciła głową.
- Przestań Granger, po protu pomyliłem cię z kimś innym. 
   Spojrzała na niego jak na skończonego idiotę i już miała zapytać, czy naprawdę tak ciężko ją rozpoznać gdy uświadomiła sobie, że nie wygląda tak samo jak wczoraj. 
- Och . - westchnęła.
- No właśnie och. - podsumował jakby mówił do dziecka. - Swoją drogą, ta nowa fryzura odrobinkę niweluje twój brak wdzięku.
- Ha. Ha. Ha. 
   Jej grobowy ton w ogóle nie pasował do wypowiadanych słów. Normalnie już dawno byłaby wściekła, ale teraz na jej twarzy gościł kpiący uśmieszek, prawie tak dobry jak jego. 
   Draco zauważył jeszcze jedną nieprawidłowość w jej wyglądzie. Mianowicie na twarzy miała makijaż, który nie należał do najdelikatniejszych, ale nie był też wulgarny, a całość wieńczyły soczyście czerwone, duże i zapewne miękkie usta.
- Jeśli już skończyłeś analizować mój brak wdzięku, to bardzo proszę zamknij buzię, bo jeszcze ci coś wleci i przesuń się. 
   Ściskając jedną z fiolek, które spadły na ziemię skierowała się w stronę drzwi. Gdy jednak zrobiła pierwszy krok w ich stronę, te zatrzasnęły się z hukiem. Hermiona podbiegła do nich i szarpnęła za klamkę. 
   Nic się nie stało, więc zaczęła szarpać mocniej. W końcu wyciągnęła różdżkę i skierowała ją na zamek.
- Alohomora.
   Nic się nie zmieniło.
- Odsuń się Granger. - rozkazał, a ona z braku innych możliwości przesunęła się w kąt pomieszczenia obserwując jego poczynania. - Bombarda! 
   Również nic się nie stało. Cokolwiek albo raczej, ktokolwiek zatrzasnął drzwi, nie zrobił tego przypadkowo. 
- Świetnie. - syknął poirytowany opuszczając różdżkę i usiadł pod jednym z regałów. - Utknąć w składziku z Granger. Ze wszystkich pieprzonych dziewczyn w Hogwarcie... Z Granger...
   Mruczał sam do siebie, nie zwracając uwagi na to, że dziewczyna go słyszy.
- Granger ma uszy. - powiedziała dość dosadnie zwracając na siebie jego uwagę.
- Naprawdę ? Nie zauważyłem. 
   "I to całkiem zgrabne". Dopowiedział sobie w myślach i od razu się zbeształ. "Jak ktoś do cholery może mieć zgrabne uszy." 
- Wiesz, no ty nie zauważyłeś moich uszu, ja nie za bardzo widzę, że masz mózg... - odgryzła się.
- Wiesz Granger, nigdy nie posądzałbym cię o taką wredotę i cięty język.
- Och zapewniam cię, że tytuł mistrza wredoty, należy w tym pokoju tylko do jednej osoby. - sugestywnie poruszyła brwiami.
- Jakże miło mi to słyszeć. 
   Po tych słowach w pomieszczeniu zapadła cisza  przerywana tylko ich oddechami. Na pierwszy rzut oka widać było, że atmosfera w powietrzu jest bardzo napięta i żadne z nich nie chciało się tutaj znaleźć. 
   Po jakiejś godzinie, gdy Draco znał na pamięć każdą półkę, usłyszeli przeraźliwy krzyk, na który Hermiona aż się wzdrygnęła. 
- Co to było? - zapytała odruchowo, zapominając o tym komu zadała pytanie.
- A co ja mam trzecie wewnętrzne oko? - odpowiedział pytaniem, jednak wstał i z zaniepokojoną miną podszedł do drzwi. Widząc to Hermiona również dźwignęła się na nogi i razem zaczęli nasłuchiwać. 
   Nic się jednak nie działo, dopiero po kilku minutach usłyszeli podniesione głosy i zbliżające się kroki.
- Na pomoc! Pomocy! 
   Krzyknęła i zaczęła tłuc w drzwi, by ktokolwiek po drugiej stronie ją usłyszał. Na korytarzu zrobiło się zamieszanie i najwidoczniej profesor Slughorn zdołał już dotrzeć do jakże nieszczęsnego składzika, bo usłyszeli: 


- Ślimak pokaż rogi.

   Drzwi zatrzęsły się, ale nie otworzyły, co wprawiło Horacego w tak wielkie zdziwienie, że przez chwilę po prostu tępo wpatrywał się w klamkę.
- Profesorze Slughorn, to Pan? 
   Głos uczennicy był przytłumiony, ale dzięki niemu mężczyzna otrząsnął się z szoku i wyjął swoją różdżkę. Kiedy użył jednego z potężniejszych zaklęć do łamania czarno-magicznej blokady, drzwi ustąpiły z cichym trzaskiem, a Hermiona prawie na niego wpadła. 
- Panno Granger, co się tutaj stało i och... 
   Przerwał, gdy zobaczył wychodzącego ze składzika blondyna. Z bardzo ciasnego składzika, obiektywnie rzecz ujmując. 
- To nie tak jak pan myśli... To pomyłka... Ktoś drzwi... I one łup... - zaczęła się plątać dziewczyna czerwona jak piwonia.
- Wysłałem Panią po eliksir przeciwbólowy. Samą. - powiedział, z naciskiem na ostatnie słowo.- Nie mam pojęcia co robił tu Pan Malfoy, ale lepiej dla was obojga, by miał dobry powód.
   Hermiona najwidoczniej zdołała już otrząsnąć się z zawstydzenia bo odpowiedziała całkiem naturalnie i bez ani jednej nuty zawahania:
- Tak jak Pan kazał poszłam do składzika po eliksir, ale nie mogłam go znaleźć. Malfoy szedł zaraz za mną ponieważ Pansy Parkinson poprosiła go o przyniesienie z dormitorium swetra. Kiedy mijał otwarte drzwi do składzika, zobaczył, że nie mogę znaleźć tego po co przyszłam i zapytał czy może mi pomóc. Wszedł do składzika, a kilka sekund po tym drzwi po prostu się zatrzasnęły i już w ogóle nie chciały się otworzyć, czekaliśmy, aż ktoś będzie tędy przechodził.
   Skończyła, a Draco musiał się powstrzymywać, by jego szczęka nie wylądowała na podłodze. Dlaczego skłamała, żeby go kryć? Przecież to święta Granger. Slughorn połknął jej wersję jak ryba przynętę, czemu się z resztą nie dziwił bo sam był w stanie jej uwierzyć, a doskonale wiedział jak było naprawdę.
- Macie szczęście. - zmierzył ich łagodnym wzrokiem. - A teraz zmykać, nie mam czasu dłużej tutaj stać.  
   Głos profesora był z pozoru spokojny, ale kryło się za nim bardzo duże zdenerwowanie, które Draco wyczuł bez problemu. Już nieraz słyszał ten ton głosu, u wielu osób. Czasem nawet u swojego ojca. Rzadko kto potrafił rozmawiać z Voldemortem twarzą w twarz i zachować przy tym spokój.
   Mężczyzna już nie zwracając na nich uwagi, odwrócił się i pobiegł w przeciwną stronę. W stronę, w którą zapewne udała się reszta głosów, które wcześniej słyszeli.
   Popatrzyli po sobie i pobiegli za profesorem przeczuwając, że stało się coś złego. On w roztargnieniu nawet nie zauważył, że deptali mu po piętach, lekceważąc to co im wcześniej nakazał. 
   Podążając za profesorem dotarli do wieży północnej, do sypialni profesor Trelawney. Stanęli za mężczyzną przysłuchując się zamieszaniu za progiem i jednemu bardzo zrozpaczonemu głosowi, który był stłumiony przez płacz. Kiedy profesor wszedł do pomieszczenia tym samym odsłaniając im widok, i Hermiona, i Draco nagle poczuli, że nogi przymarzły im do podłogi. 
   Scena ta, była absurdalna, a jednak prawdziwa. Niczym nie mogąc zasiedlić się w umysłach wszystkich zebranych. 
   W pomieszczeniu znajdowali się profesor Flitwick, McGonagall, Smith i teraz przybyły Slughorn. Na samym środku nad łóżkiem pochylała się Parvati Patil, cała zapłakana. Na podłodze leżała przewrócona butelka po sherry, a na łóżku Sybilla Trelawney. Martwa. 
   Jej twarz zastygła w wyrazie przerażenia i gdyby Hermiona miała włożyć jakiekolwiek słowa w te usta, byłby to krzyk. Bo tak właśnie po raz ostatni zapisze się w jej pamięci stuknięta i nielubiana nauczycielka wróżbiarstwa. Krzycząc ciszą. Emanując niemym błaganiem. 
   Widząc ciało nauczycielki, nawet nielubianej, Hermionie Granger ścisnęło się serce. Wtedy jeszcze nie przypuszczała, że trupy mogą narobić aż tyle zamieszania.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jest i rozdział po dokładnym miesiącu, ale jest i to nawet długawy bym powiedziała :D
Kolejny postaram się dodać szybciej, ale co wyjdzie w praniu, to nie wiem.
Długi odstęp jest spowodowany tym, że nie mam tyle czasu ile bym chciała na pisanie, a nie chcę pisać czegoś "na odczep się" :D 

Pozdrawiam i czekam na komentarze (chciwa jestem he he )
Basiabella


9 komentarzy:

  1. Chcesz aby twoje opowiadanie zostało zauważone przez większą ilość ludzi? Tak? My też! Dlatego staramy się zebrać jak najwięcej opowiadań błąkających się w blogsferze!

    Zapraszamy na nasz spis blogów z opowiadaniami!

    https://nasz-spis-opowiadan.blogspot.com

    PS. Przepraszam za spam pod rozdziałem ale nie znalazłam odpowiedniego miejsca ;<

    OdpowiedzUsuń
  2. Dawno mnie nie było, ale nadrobiłam zaległości, teraz tylko pozostało napisać o moich zachwytach :)
    "Hedwiga, I choose you" - no proszę, proszę, czyli okazało się, że Harry ma świetny gust, jeśli chodzi o bieliznę :D
    Jest tylko jedna rzecz lepsza od Draco, a mianowicie złośliwy Draco, to tłumaczy dlaczego tak lubię tą postać w Twoim opowiadaniu :)
    Rzecz, która chyba najbardziej zdobyła moje uznanie w tym rozdziale to idealny balans pomiędzy śmiesznymi, a normalnymi scenami.
    No i, kończyć w takim momencie, to powinno być karalne :D
    Akcja zaczyna się rozwijać i robi to w odpowiednim tępie.
    Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, nawet nie wiesz jak się cieszę, że wróciłaś!
      Mnie nie było dłużej ;)
      Obawiam się, że za kolejny rozdział mnie zastrzelisz... ale może nie kraczmy, może nie będzie, aż tak źle :D
      Bardzo dziękuję za pochwały, to takieeee miiiłe, co napisałaś, aż się uśmiech powiększa :D
      Pozdrawiam gorąco !

      Usuń
  3. #MagiczneSmakołyki #CzekoladoweŻaby

    W końcu opis przemyśleń! Części z Malfoyem są świetne, a tym z Hermioną zawsze czegoś brakuje. Pansy jako żandarm...cudo. Dostałam głupawki, gdy czytałam opis ich pokoju oraz strojów. Pomysł z rzeczami innych uczniów...genialny...Hedwiga, wybieram Cię...świetne. To nawiązanie do Pokemonów przypomina mi o drugim nawiązaniu czyli Nosferatu. Ja nie znam tego więc wyszukałam i znalazłam film z 1922 roku. Jeśli do niego nawiązywałaś, to wątpię, że dużo osób wie o co chodzi. NAleżało by zrobić odnośnik i wyjaśnić do czego nawiązujesz. I tutaj druga kwestia...co osoby magiczne, przez większość swojego życia nie znosiły wszystkiego co mugolskie znają taki film?...hymmm...potrzebne wyjaśnienie.
    Lecimy dalej. Scena w schowku, także miała niewykorzystany potencjał. Hermiona mogła nawiązać do sytuacji w NYC, bo podobnie ją zaskoczył.
    Ty za to mnie zaskoczyłaś jeśli chodzi o Trelawney. Wyczuwał taki klimatyczny wątek kryminalny. Aż mnie w dołku ściska co się wydarzyło i dlaczego.
    Dobra rada. Lepiej jest mieć jakiś plan już napisany (taka notatka) co się stało i w rozdziałach nawiązywać do wskazówek które sprawca zostawił. Oglądałaś lub czytałaś, kiedyś Poirot z
    Davidem Suchet? Chodzi mi oto byś sobie robiła notatkę opisującą wszystko, tak jak Poirot robi na końcu i jakie poszlaki mają zostać znalezione. To powinno utrzymać ten wątek w kupie.
    To najlepszy rozdział dotychczas, bardzo mi się podobał i czekam na następne.

    PS.: jakbyś chciała się zemścić, za to moje narzekanie, to zapraszam na moją historię, co znajdziesz na http://katalog-granger.blogspot.com

    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisząc to nie pomyślałam, że ktoś może nie skojarzyć Nosferatu z wampirem i faktycznie powinnam zrobić odnośnik, głupi błąd jak na mnie przystało ;) O wymienianiu mugolskiego filmu przez osoby nie mające nic wspólnego z mugolami, też nie pomyślałam, ale ciiii, przymknijmy na to oko :D
      Wątek kryminalny raczej nie będzie grał pierwszych skrzypiec, ale będzie istotną częścią fabuły, więc wielkie dzięki za rady! Z Poirotem spotkałam się w "Dwunastu Pracach Herkulesa" i była to jedyna lektura, którą przeczytałam z miłą chęcią, ale nie lubuję się w kryminałach, no chyba że, jak w przypadku tego, urzekną mnie.
      Dziękuję za wszystkie rady, bo zwróciły mi uwagę na błędy, których wcześniej nie dostrzegałam ;*
      Gorąco pozdrawiam i myślę, że wykorzystam okazję do zemsty (jeśli oczywiście będzie się czego przyczepić) :D

      Usuń
  4. Hej, ja wpadłam napisać, że nadal tu zaglądam z nadzieją, że kiedyś pojawi się coś nowego ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :D
      Jeju, to bardzo miłe, ja, jak to ja zobaczyłam komentarz dopiero teraz i chcę powiedzieć, że opowiadanie kontynuuję teraz na SameQuizy :D
      Podsyłąm linkacza:
      https://samequizy.pl/jeszcze-jeden-oddech-prolog/

      Pozdrawiam cieplutko, Basiabella

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń

Rozdział 3 - Wewnętrzne Oko

"Kiedy umierasz, to problem wszystkich, tylko nie Twój" Cecelia Anhern ("Podarunek")     Pansy, która jako pier...