piątek, 21 lipca 2017

Rozdział 1 - Jak Najlepsze Wspomnienia

 
         Najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz. One przyjdą same. 
Phil Bosmans


   
   Po raz setny spojrzała na otwarty kufer, który leżał na łóżku i po raz setny sprawdziła w myślach, czy niczego nie zapomniała. Kiedy stwierdziła, że wszystko czego potrzebuje, aby wrócić do szkoły już od dawna znajduje się w kufrze, usiadła i  z westchnieniem go zamknęła.
   Zdawała sobie sprawę, że za wszelką cenę próbowała odwlec pożegnanie z rodzicami, ale zegarek dokładnie mówił, że nie ma już czasu na wymówki. Zabawne, że przez sześć lat nauki jedynym co czuła pod koniec wakacji było podekscytowanie.Teraz też cieszyła się na kolejny rok szkolny, ale już nie był to ten sam rodzaj radości.
   Przemierzyła schody jakby wolniej niż zwykle i przekroczyła próg kuchni, gdzie przy stole pijąc poranną kawę siedzieli jej rodzice. Miała jeszcze pół godziny, czyli dokładnie tyle ile sobie rozplanowała, żeby nie pędzić na peron w ostatniej chwili. Uśmiechnęła się do rodziców i stwierdziła, że może poświęcić piętnaście minut na wypicie z nimi kawy.
- Za pół godziny mam pociąg. - powiedziała wyciągając z szafki kubek i wsypując do niego kawę. - Ale zdążę jeszcze napić się z wami kawy. - z parującym naczyniem usiadła przy stole, a tata spojrzał na nią zatroskanym wzrokiem.
- W tym roku owutemy, ale Hermiono, nie poświęcaj całego wolnego czasu na naukę. - widząc lekko zdziwioną minę swojej córki, Pan Granger dodał. - Jestem pewien, że przez te sześć lat przygotowałaś się do nich doskonale i może jako rodzic nie powinienem tego mówić, ale odpuść wertowanie pięciotomowych ksiąg zaklęć i spraw, aby z tym rokiem szkolnym kojarzyły ci się jak najlepsze wspomnienia. - rzuciła spojrzenie w stronę mamy, która kiwnęła głową na znak, że zgadza się z tym co powiedział tata.
- Ludzie, wy chyba powariowaliście. - stwierdziła rzeczowym tonem, ale długo nie wytrzymała i roześmiała się w głos. - A tak naprawdę, to mogę wam obiecać, że w tym roku postaram się, aż tak bardzo nie przejmować nauką.
   Nigdy, przenigdy nie sądziła, że kiedykolwiek obieca rodzicom nie przejmować się nauką. W głębi duszy cieszyła się jednak, że ma teraz usprawiedliwienie dla zmiany swoich priorytetów.

~~~

   Na peronie 9 ¾ jak zwykle była masa ludzi. Hermiona przez chwilę nie mogła znaleźć żadnej znajomej twarzy, ale gdy usłyszała swoje imię od razu zauważyła Harry'ego i Rona. Podbiegła do nich i uściskała każdego po kolei łącznie z Ginny, której wcześniej nie zauważyła. Do tej pory nie zdawała sobie sprawy jak bardzo brakowało jej przyjaciół. Nie widziała ich jednak dwa miesiące i zdążyła się porządnie stęsknić.
- Jak dobrze was widzieć.
Harry uśmiechnął się promiennie mówiąc tym samym, że również brakowało mu przyjaciółki.
- I jak było w Nowym Jorku? - Ron nie mógł ukryć swojej ciekawości.
- Było wspaniale, nawet nie macie pojęcia jak fajni potrafią być mugole. - przerwała na chwilę zastanawiając się czy powiedzieć im o swoich wakacyjnych audycjach. - Musimy się tam razem wybrać za rok.
- Koniecznie. Już nie mogę się doczekać, żebyś pokazała mi najlepsze butiki.
  No tak. Pierwsze o czym pomyślała Ginny to ubrania, ale właśnie za to Hermiona ją lubiła. Mogła z nią rozmawiać na typowo babskie tematy, a gdy trzeba było wypłakać się i odbyć poważne, życiowe rozmowy.
   Zaczęła wracać myślami do tych wszystkich wspaniałych lat i wspaniałych przygód, które przeżyła razem z Harry'm i Ronem. Nagle uświadomiła sobie, że wcale nie cieszyła się kiedy łamali regulamin. Wręcz przeciwnie, kiedyś bolał ją każdy utracony punkt i każde sprzeciwienie się panującym zasadom. Doszła do wniosku, że to zawsze ona z ich trójki była głosem rozsądku i przyszedł czas, by tą rolę przejął ktoś inny.
  Z rozmyślań wyrwało ją pytanie Harry'ego, którego nie usłyszała dokładnie, ale zauważyła, że patrzył w kierunku trzech ślizgonów, więc to o nich musiał mówić.
- Ciekawe po co zdecydowali się wrócić na ostatni rok. - Ron rzucił w ich stronę pogardliwe spojrzenie. - Nie wiem, czy wszyscy zaakceptują obecność śmierciożerców w Hogwarcie, ale na pewno nie ja. - powiedział dobitnie podkreślając ostatnie słowa.
- Daj spokój Ron, może chcą dokończyć ostatni rok, tak jak my i zacząć inne życie. - jego siostra zawsze miała więcej empatii niż on. - A poza tym, to byli śmierciożercy.
- Powiedzieli ci to? - zapytał z przekąsem. - Z takimi, to nigdy nic nie wiadomo.
- Spokojnie Ron, na razie nie możemy ich oceniać, ani dobrze, ani źle. Powiedzmy, że dostaną czystą kartę. - Harry wtrącił się do rozmowy łagodząc zapał przyjaciela. - Czy naprawdę chcą się zmienić? To się okaże.
   Hermiona przysłuchiwała się tej wymianie zdań i na myśl przyszedł jej wczorajszy incydent z udziałem Malfoy'a. Do tej pory nie myślała o tej sytuacji. No bo jakim trzeba być idiotą, żeby podejść do obcej dziewczyny na ulicy i odstawić taki cyrk. Skąd wiedziała, że na początku jej nie poznał? Zaskoczenie i zmieszanie malujące się w jego oczach, gdy zobaczył jej twarz było jednoznaczne. Za to satysfakcja jaką odczuwała przez następne piętnaście minut po tym jak dała mu w twarz była bezcenna.
   Przypuszczała, że gdyby nie szok i urażona duma wdałby się z nią w pyskówkę, w końcu to Malfoy. Dobrze się stało, że tego nie zrobił, bo nie miała najmniejszej ochoty kłócić się z nim na środku ulicy. Kiedy tak myślała o tym zdarzeniu, wydało jej się śmieszne i w jednej chwili postanowiła rozbawić również przyjaciół. Po części żeby zadrwić z tego tlenionego idioty, a po części żeby rozładować atmosferę, która była bardzo napięta.
   Po skończeniu opowieści wszyscy wybuchli głośnym śmiechem i długo, nawet jeszcze w pociągu nie mogli się powstrzymać od zgryźliwych komentarzy na temat blondyna. W końcu rozmowa przeistoczyła się w opowieść o magicznej części Nowego Jorku i wszyscy przez resztę drogi byli pochłonięci porównywaniem jej z Ulicą Pokątną.

~~~

Wpatrywał się w obrazy migające za oknem kompletnie pogrążony w swoich własnych rozmyślaniach.
- Słyszeliście, że w tym roku w Hogwarcie szykuje się coś wielkiego? - dopiero głos Pansy Parkinson zwrócił jego uwagę. - Nie mam pojęcia co, ale słyszałam takie plotki.
  Prychnął, ponieważ teraz nie miał dostępu do informacji z pierwszej ręki. Jego ojciec siedział w Azkabanie i szczerze mówiąc nie ubolewał z tego powodu. Należało mu się za te wszystkie okropne rzeczy, które zrobił. Jeśli chodziło o Draco i jego dwóch przyjaciół, to zostali oczyszczeni z zarzutów, tylko pod warunkiem, że wrócą na siódmy rok i dokończą naukę. Szczerze mówiąc nie wiedział, czy gdyby miał wybór, to siedziałby teraz w pociągu.
   To, że był śmierciożercą  nie było jego wyborem, ale musiał przyznać sam przed sobą, że był cholernym tchórzem. Jedyne czego zawsze zazdrościł Gryfonom, to ta ich heroiczna odwaga. On zwyczajnie się bał. Bał się ojca. Bał się Voldemorta. A już szczególnie bał się śmierci. Śmierci, która go czekała, jeśli nie zrobiłby tego czego chcieli. Gryfoni nie baliby się oddać życia w słusznej sprawie. To ich różniło.
   Z Hogwartem kojarzyły mu się najlepsze chwile... Ale i najgorsze. Z początku tylko tam mógł odetchnąć od wszystkiego, co musiał robić, by ojciec rzekomo był z niego dumny. Ale to nie trwało długo. Czwarty rok był ostatnim, w którym mógł żyć z pozoru normalnie. Potem Voldemort powrócił i wszystko stało się jeszcze gorsze.
   Do tej pory, w każdej chwili mógł przywołać obraz Dumbledora stojącego naprzeciwko na szczycie wieży i błagania, które wyzierało z jego niemal zawsze spokojnych oczu.Cały rok oszukiwał się, że jest w stanie zabić człowieka. Nie był. Próbował wiele razy i z każdym nieudanym ogarniało go niewypowiedziane poczucie ulgi. Już nie chodziło o to, że miał zabić samego dyrektora. Po prostu nie był w stanie odebrać komuś życia. Wtedy nie mógł tego zrobić. Teraz też by tego nie zrobił. Wtedy uważał to za swoją słabość. Teraz wie, że jeden jedyny raz, może i ze strachu, ale postąpił słusznie.
- Cokolwiek szykuje się w Hogwarcie, na pewno nas nie zaskoczy. - odezwał się znudzonym głosem.
- Nic nas nie może zaskoczyć ! - wykrzyknął Blaise. - Co nie, Theo ?
- Oczywiście. - przytaknął ochoczo. - Oprócz dziewczyn. - dodał i obaj wybuchnęli śmiechem.
  Draco posłał im surowe spojrzenie i odwrócił się  z powrotem do okna. Nadal był na nich wściekły z powodu wczorajszego wyzwania. Nie mogli wiedzieć co to za dziewczyna, ale to wyzwanie samo w sobie było głupie.
   Rozpoczęli tę grę na początku wakacji i od tej pory dawali sobie różne wyzwania. Za wykonanie jednego dostawało się 10 punktów. Stawka była wysoka, bo pod koniec roku tych dwóch, którzy przegrają, będzie musieć przebiec się po Hogwarcie w kolorowych slipkach. Mało oryginalne, ale jakże upokarzające. On postanowił sobie tylko, że na pewno nie będzie jednym z głównych bohaterów tego widowiska.

~~~

   W Wielkiej Sali panował ogólny harmider i jak zwykle wszyscy przekrzykiwali się nawzajem. Hermiona za to siedziała po środku stołu Gryfonów i z błogim uśmiechem delektowała się znajomymi odgłosami i otoczeniem. To była właśnie jedna z rzeczy, za którą tęskniła. Magia otaczająca ją w tym miejscu na każdym kroku, nawet w ludziach.
   Spojrzała na Harry'ego i Ginny po drugiej stronie stołu, którzy zawzięcie dyskutowali o tym, który model miotły jest lepszy. Ona osobiście nie widziała różnicy, ale wolała się do tego nie przyznawać. Potem rzuciła okiem na Rona i omal nie parsknęła śmiechem na widok jego miny. Znała ją, aż za dobrze i mogła z niej wyczytać, że Ron już nie może się doczekać, aż na stołach pojawi się jedzenie.
   Niestety musiał jeszcze chwilę poczekać, ponieważ najpierw jak zwykle miała się odbyć Ceremonia Przydziału. Drzwi Wielkiej Sali się otworzyły i wkroczyła przez nie Minerwa McGonagall prowadząc pierwszaków.
  Mimo, że teraz pełniła funkcję dyrektorki nie zrezygnowała z prowadzenia Ceremonii Przydziału, która w tym roku minęła dość szybko biorąc pod uwagę zamiłowanie Tiary do długich pieśni. W Gryffindorze było dziesięć nowych osób, a na stołach pojawiły się tak wyczekiwane góry jedzenia.
   Uczta przebiegała w naturalnym środowisku, co znaczyło, że względna cisza panująca podczas ceremonii, znów została zastąpiona odgłosami wszelkiej maści. Jednak, kiedy talerze i naczynia zniknęły ze stołów gwar zaczął stopniowo cichnąć, a gdy profesor McGonagall podeszła do mównicy na sali panowała już całkowita cisza. To zaskakujące, że chociaż była dyrektorem zaledwie od roku, budziła taki sam respekt i podziw, jak jej poprzednik.
- Cieszę się, że mogę was powitać, rozpoczynając tym samym nowy rok szkolny. - zaczęła swoją przemowę dość standardowo. - Witam wszystkich profesorów, a w szczególności nową nauczycielkę Obrony Przed Czarną Magią, profesor Luizę Smith. - wskazała na drobną blondynkę siedzącą obok Hagrida, co swoją drogą wyglądało dosyć komicznie. Profesor Smith wstała i ukłoniła się lekko, a w sali rozległy się brawa, jednak szybko ucichły i znów było słychać tylko głos dyrektorki. - Pragnę też powitać wszystkich uczniów ostatniej klasy, którzy zdecydowali się powrócić i dokończyć naukę. Ostatni rok nie oszczędził nikogo. Jedni stracili bliskich... Drudzy życie, a jeszcze inni już nigdy nie pozbędą się wspomnień potwornych widoków. Czas ten przepełniony był mrokiem i tlącą się pomiędzy nim nadzieją. Nadzieją, która przemieniła się w wiarę. Wiarą, która wygrała wojnę.
   Zamilkła na chwilę widząc, jak wielkie poruszenie wywołały jej słowa. Niektórzy mieli łzy w oczach i nieudolnie próbowali je zakryć. Chociaż było to tylko kilka zdań, obudziło we wszystkich wciąż tak żywe i bolesne wspomnienia. Nie chciała więcej rozdrapywać jeszcze nie zagojonych ran.
- Magiczny świat w końcu może cieszyć się spokojem, dlatego razem z dyrektorami dwóch innych szkół i ministrem magii postanowiliśmy, że dla uczczenia pamięci wszystkich, którzy polegli w walce, w tym roku odbędzie się w Hogwarcie Turniej Trójmagiczny. Mrok został pokonany, dlatego możemy prowadzić życie  wolne od ciągłego strachu i udowodnić tym samym, że nasi bliscy nie zginęli na marne.
   Przerwała i przez chwilę wszyscy patrzyli tylko po sobie zdziwionym wzrokiem, ale zaraz potem rozległy się oklaski.Uczniowie przyjęli tę nowinę optymistycznie mając nadzieję, że słowa profesor McGonagall okażą się prawdą i ten rok przyniesie upragniony spokój. Tylko Harry siedział z nieobecną miną mając przed oczami wydarzenia z ostatniego turnieju. Naprawdę ciężko było mu po tym wszystkim myśleć, że Turniej Trójmagiczny może przebiegać normalnie i być czymś radosnym.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

A więc jestem z pierwszym rozdziałem :D
Chwilka minęła nim go napisałam, ale gdyby nie poprzedni zarobiony tydzień, pojawiłby się wcześniej.
Rozdział krótki, ale następny będzie dłuższy ;)
Piszcie, co myślicie, bo jestem naprawdę ciekawa :D
Basiabella


Rozdział 3 - Wewnętrzne Oko

"Kiedy umierasz, to problem wszystkich, tylko nie Twój" Cecelia Anhern ("Podarunek")     Pansy, która jako pier...